Fotografie powinny być traktowane w analogiczny sposób jak pisane ręcznie, czy drukowane dokumenty, to znaczy powinny być uznawane za teksty, których znaczenie powinno być odkryte tak samo, jak w innych tekstach (Smith Emmison, 2000, s. 39).
Katerina Niemiec-Miskiewicz: Aniu, pracując w muzeum, poznaję coraz bardziej postać naszego Patrona, główne kierunki jego twórczości, fakty z życia osobistego, rodzinnego, jednak mam wrażenie, że status quo bazujące na dotychczasowych badaniach, cały czas opiera się na bardzo ogólnych wnioskach i wypowiedziach o postaci Leona Wyczółkowskiego. Powiedz mi, co o tym sądzisz?
Anna Pruss-Świątek: Myślę, że masz rację. W zbiorach archiwalnych jest wiele ciekawych zdjęć bądź dokumentów, które jeszcze nie ujrzały światła dziennego. Myślę, że główną osobą, którą powinniśmy się teraz zainteresować, jest Franciszka Wyczółkowska. Dzięki niej tak naprawdę istnieją zbiory poświęcone twórczości i całemu życiu artystycznemu Leona Wyczółkowskiego. W roku 1937 żona artysty przekazała nam bardzo dużą darowiznę, złożoną zarówno z prac graficznych, jak i malarskich, dokumentów oraz pamiątek po śp. Leonie Wyczółkowskim, które w jakiś sposób przybliżają nam te osoby i pozwalają poznać ich życie codzienne w Gościeradzu.
KN-M: W zbiorach muzeum znajduje się sporo źródeł, związanych z postacią artysty. Część z nich nie została jeszcze ujawniona szerszej publiczności, choć są niezwykle ciekawe zarówno dla nas, muzealników, jak i dla mieszkańców naszego miasta. Mowa o elementach kolekcji naszego muzeum, które kwalifikujemy jako zbiory biograficzne: listy, zdjęcia, dokumenty. Jako metodolog historii wierzę, że zastosowanie alternatywnych, interdyscyplinarnych metod badawczych może poszerzyć nasz horyzont patrzenia na daną postać historyczną, na przykład postać Franciszki i wtedy, być może, zobaczymy coś więcej. Chciałabym przynajmniej, żebyśmy dzisiaj zobaczyli coś więcej, dlatego spróbujemy (ja bym tak proponowała) spojrzeć na pewną odbitkę fotograficzną i spróbować o niej porozmawiać. Ujęcie, które wybrałam (zob. fot. 1), jest dla mnie o tyle nietypowe na pierwszy rzut oka, ponieważ widzę na nim Franciszkę Wyczółkowską szeroką uśmiechniętą, pogodną, co nie zdarzało się często podczas jej pozowania do zdjęć.
AP-Ś: To prawda, wiele zdjęć, na których Państwo Wyczółkowscy są razem to zdjęcia statyczne, tak to można ująć. Właściwie to zdjęcie, które Ciebie zainteresowało, jest odbitką, na którą ja w pewnym momencie również zwróciłam uwagę, ponieważ po pierwsze, Franciszka stoi na nim w nietypowej pozie, ujmując ręką swój kapelusik, który ma na głowie, a po drugie, uśmiecha się! Wyczółkowski również się uśmiecha! Na zdjęciu towarzyszą im kwiaty i możemy stwierdzić, że zostało ono wykonane w ogrodzie Państwa Wyczółkowskich. Dlaczego? Ponieważ wiele materiałów pisanych przekazuje nam informację, jak wyglądał ogród Państwa Wyczółkowskich i jakie tam były przez nich hodowane kwiaty. Rośliny są doskonale widoczne na tej fotografii, a przede wszystkim widać, że ogród jest otoczony siatką drucianą, z czym wiąże się kolejna anegdota, którą opowiadał Profesor Marian Turwid, założyciel Bydgoskiego Liceum Plastycznego, który był częstym gościem Państwa Wyczółkowskich. Pan Profesor opowiadał, że Leon Wyczółkowski często nosił w kieszeni szczypce do rozcinania drutu, po to, żeby wycinać w płocie dziury, aby lokalne dzieci mogły przedostawać się do ogrodu i podbierać jabłka. Zatem Leon wpuszczał dzieciaki, a Franciszka je goniła i zabezpieczała płot.
KN-M: Czyli trzymała porządek? Tak samo, jak w pracy artystycznej Leona pomagała utrzymać porządek organizacyjny, ponieważ mąż potrafił być bardzo zaabsorbowany pracą, prawda?
AP-Ś: (Uśmiecha się). Tak jest, Franciszka była osobą, która trzymała porządek również, jeżeli chodzi o finanse. Zachowały się dokumenty, mówiące o tym, że skrupulatnie zapisywała swoje wydatki. Jest jeszcze jedno zdjęcie, które mnie z kolei bardzo interesuje (zob. fot. 2). To jest ta odbitka, na której Państwo Wyczółkowscy siedzą przed swoim dworem i oboje mają uśmiechnięte twarze, ewidentnie żartują sobie podczas wykonywania zdjęcia. A kto mógł być jego autorem? Przypuszczam, że mógłby to być nawet inż. Kazimierz Szulisławski, który był bardzo częstym gościem i był również fascynatem fotografii. W jego archiwum domowym znajdowało się wiele zdjęć, nie tylko Państwa Wyczółkowskich, ale i Borów Tucholskich, a także terenów, które nadzorował jako nadleśniczy Żołędowa.
KN-M: Znasz może relacje na temat tego, czy może Kazimierz Szulisławski zrobił więcej zdjęć Franciszki i Leona? Czy wiemy, kto w większości robił im zdjęcia?
AP-Ś: Nie ma przekazu jednoznacznego, ale w zasobach archiwalnych spadkobierców Kazimierza Szulisławskiego znalazły się albumy, które mają identyczne zdjęcia, jak te, które my posiadamy w zbiorach. Duża ilość zdjęć trafiła do nas dzięki darowiźnie Franciszki Wyczółkowskiej. Powiązanie tych odbitek z materiałem archiwalnym, który znajduje się w zasobach spadkobierców Kazimierza Szulisławskiego, daje nam możliwość przypuszczenia, że zdjęcia były wykonane właśnie przez niego.
KN-M: To jest bardzo ciekawe też! To może spróbujemy zadać kilka pytań do tego zdjęcia w ogrodzie, na którym Państwo Wyczółkowscy są przedstawieni ze znajomym. Aniu, jakbyś podpisała to zdjęcie?
AP-Ś: „Wyczółkowscy w ogrodzie”, bo właściwie postać znajomego jest dla nas postacią nieznajomego, ze względu na to, ze trudno z tak niewielkiego zdjęcia dokonać identyfikacji twarzy. Musimy powiedzieć, że zdjęcie ma dosłownie 4X4cm, jest kwadratowe. Oglądamy go pod dużym powiększeniem, żebyśmy mogły dostrzec uśmiechy Państwa Wyczółkowskich, ale zapewnić mogę, że zostało wykonane w ich ogrodzie, bo tak jak już wcześniej wspomniałam, są różne plany, dokumenty wskazujące na to, że jest to posiadłość w Gościeradzu. Zdjęcie najprawdopodobniej zostało wykonane w latach 30., co można stwierdzić zarówno na podstawie ubioru Franciszki Wyczółkowskiej i Leona Wyczółkowskiego, bardziej chyba Franciszki, bo tutaj ukazuje się kwestia mody, tkanin i sukienek. Panowie najczęściej nosili garnitury, które miały, powiedzmy, mniej elementów charakterystycznych. Natomiast kiedyś pojawiło się takie pytanie, czy w latach 30. była już siatka drucianą do odgradzania posesji? Odpowiedź brzmi: oczywiście, że była i to zdjęcie Wyczółkowskich w ogrodzie to potwierdza! Wiadomo, że ogród Państwa Wyczółkowskich był bardzo zadbany, były zatrudnione osoby, które pomagały im i wspierały ich w staraniach, żeby ogród wyglądał pięknie, co było bardzo ważne, bo przecież to właśnie ogród był często tłem do obrazów Leona Wyczółkowskiego.
KN-M: Aniu, znajdujemy się z Tobą w otoczeniu zdjęć, jak również kart zabytków z ich kopiami. Mamy przed sobą zdjęcia oryginalne, bardzo prywatne, dokumentujące życie Państwa Wyczółkowskich. John Collier tak pisał o swoim doświadczeniu w przeprowadzaniu wywiadu fotograficznego, że fotografie były dla niego jak gdyby trzecią stroną toczącego się wywiadu. Podoba mi się metodologia wywiadu fotograficznego, ponieważ ad hoc zapewnia ona adwersarzom swobodną atmosferę, jak podczas oglądanie albumu zdjęć w domowych pieleszach. Odnoszę wrażenie, że fotografie przed nami są z jednej strony świadkami życia rodziny Wyczółkowskich, a z drugiej są nam niezwykle bliskie. Te zdjęcia są dla mnie niemal równoznaczne z obecnością dodatkowej osoby, obecnej tutaj z nami przy stole i która może nam coś powiedzieć. Oglądamy te odbitki, jakbyśmy oglądały zdjęcia kogoś znajomego, albo kogoś z rodziny. Mam takie właśnie uczucie.
AP-Ś: Mogę powiedzieć, że dla mnie Franciszka Wyczółkowska jest bliską osobą, dlatego, że interesuje się jej życiem, jej obecnością u boku męża w Gościeradzu już od dłuższego czasu. To zainteresowanie postacią wynika u mnie między innymi z tego, że właśnie dzięki niej mamy nasze muzealne zbiory. Gdyby Franciszka Wyczółkowska postąpiła wbrew swojemu mężowi, gdyby złamała obietnice, która została dana prezydentowi miasta (wówczas Leonowi Barciszewskiemu) i nie przekazała kolekcji, to może nasze muzeum nie posiadałoby tak pięknych zbiorów. Mogłaby przecież sprzedać spuściznę, aby móc dalej żyć na wysokim poziomie. Wówczas Wyczółkowski był znanym malarzem, w związku z tym kolekcja po nim była bardzo wartościowa, myślę, że można byłoby z jej sprzedaży dostatnio żyć. Natomiast Franciszka Wyczółkowska skrupulatnie wypełniła wolę męża, budując jemu praktycznie pomnik sztuki. Taki zapis pojawia się właśnie w akcie darowizny, że taki miała zamiar, aby pomnik sztuki jemu tutaj w Bydgoszczy wybudować. Patrząc dzisiaj na zdjęcia, faktycznie cieszę się, że możemy widzieć Franciszkę Wyczółkowską w różnych okolicznościach: raz w takiej tanecznej pozie, o której mówiłyśmy na początku, jak również ze swoim ukochanym psem Zbójem, a także karmiącą kurki, siedzącą w ogrodzie i haftującą, czy siedzącą z kotkiem, czy będącą na spacerze ze znajomymi wraz z Leonem Wyczółkowskim, czy po prostu odpoczywającą, siedząca pod parasolem na leżaku w ogrodzie w Gościeradzu. Dla mnie te zdjęcia pokazują, że była zarówno towarzyszką życia wielkiego artysty, dbającą o cały majątek, jak i zwyczajnym człowiekiem, który też potrzebował wypoczynku, a także miał swoje pasje. W zbiorach zachowały się również jej rysunki, przedstawiające piękne kwiaty, które były prezentowane od czasu do czasu na niektórych wystawach.
KN-M: Kiedy zobaczyłam to zdjęcie, które nazwałaś „Wyczółkowscy w ogrodzie” po raz pierwszy, to nie od razu poznałam na nim Franciszkę. Przez to, że właśnie ma niezwykle swobodną postawę, jest w trakcie, być może, konwersacji towarzyskiej. Mamy na odbitce również postać naszego znajomego – nieznajomego, w którego obecności nasi bohaterowie doskonale się czują, co sugerują ich swobodne pozy, jak i rozbawienie na twarzach. Większość zdjęć, które dzisiaj oglądamy, może wskazywać na to, że w okresie letnim Państwo Wyczółkowscy udzielali się towarzysko, czy wiemy coś o tym? Czy są znane jakieś relacje, które sugerują, że Wyczółkowscy często zapraszali do Gościeradza znajomych?
AP-Ś: Państwo Wyczółkowscy byli bardzo towarzyscy. W Gościeradzu drzwi się często nie zamykały! Ze względu na to, że bardzo częstym gościem, praktycznie domownikiem był Kazimierz Szulisławski wraz z rodziną. Zachowały się nawet listy, gdzie Franciszka Wyczółkowska pisała do żony Kazimierza Szulisławskiego w okresie wojennym. Zachowały się również fotografie, na których widoczny jest między innymi Józef Pieniążek, uczeń Leona Wyczółkowskiego, który również bardzo często odwiedzał Gościeradz wraz ze swoją żoną, czy Państwo Cichowiczowie z Poznania oraz inne osoby. Identyfikacja osoby na zdjęciu jest tak trudna właśnie przez to, że gościnność Państwa Wyczółkowskich w Gościeradzu była tak wielka. Przy czym można powiedzieć, że to nie tylko pora letnia sprzyjała takim odwiedzinom. Mamy tu zdjęcia, na których Franciszka oraz Leon Wyczółkowscy mają na sobie, ciepłe kapelusze, zimowe płaszcze, a w scenerii zdjęcia widoczny jest śnieg, zatem praktycznie można powiedzieć, że dom Państwa Wyczółkowskich był otwarty przez cały czas, o każdej porze roku.
KN-M: To też dużo o nich świadczy, prawda?
AP-Ś: To świadczy o tym, że Państwo Wyczółkowscy byli osobami lubianymi, szanowanymi no i jak widać, wiele osób lubiło ich odwiedzać w Gościeradzu.
KN-M: Jak zauważyła Susan Sontag, fotografia nie jest tylko tym, co na niej przedstawione. Liczy się też osoba, która robi zdjęcie, która spostrzegła konkretny moment i ujęła go w określony przez siebie sposób. Chciałabym zadać Tobie pytanie o to, czy widzisz może jakąś intencję, z którą było wykonane zdjęcie w ogrodzie i czy fotograf, według Ciebie, miał jakąś wiedzę fotograficzną? Osobiście widzę na tym zdjęciu wyraźne aspiracje artystyczne. Mam wrażenie, że ktoś zadbał tu o kompozycję. Aniu, czy według Ciebie ta fotografia była zrobiona przez jakiegoś pasjonata fotografii, być może znajomego, który regularnie robił zdjęcia Państwu Wyczółkowskim?
AP-Ś: Myślę, że tą osobą, która właśnie mogła te zdjęcia wykonywać, był inż. Kazimierz Szulisławski, dlatego, że jako historyk miałam okazję zapoznać się z archiwum spadkobiercy Szulisławskiego i odkryłam mniej więcej ten sam charakterystyczny styl wykonania zdjęć. Fotograf dostrzega sytuację, ujmuje krótką chwilę w piękny sposób na zdjęciu. Więc myślę, że na zdjęciach, szczególnie tych, o których możemy powiedzieć, że nie są zdjęciami albumowymi, możemy dostrzec rękę fotografa i myślę, że mógł być nim Kazimierz Szulisławski. W przeważającej większości, oczywiście, nie na wszystkich.
KN-M: Tak, bo dla mnie jest też tutaj bardzo wymowne to, że jest tyle emocji.
AP-Ś: Jest wiele emocji, co wskazuje na to, że Państwo Wyczółkowscy również byli blisko z osobą, która wykonywała im to zdjęcie. Nie stoją na tym zdjęciu statycznie. Statyczne zdjęcia nam są znane z innych, powiedzmy, wykonań i albumów, i niektóre z nich są podpisane, natomiast to są zdjęcia, powiedziałabym domowe, bo patrząc na to, jak Państwo Wyczółkowscy sobie siedzą przed dworem, tak, patrząc na inne zdjęcie, które leży obok, widzimy Franciszkę Wyczółkowską, która ma na sobie tę samą sukienkę, ten sam kapelusik, a Leon Wyczółkowski ma na sobie bonżurkę[1]. Na jednym ze zdjęć Franciszka niesie koszyk (zob. fot. 3), co sugeruje nam, że idą zebrać coś z ogródka, natomiast na kolejnym zdjęciu siedzą przed swoim dworem i po prostu odpoczywają po spacerze. Tak że zestawiając, chociażby te dwie fotografie ze sobą, mamy jakby pewien ułamek chwili, historii, która po prostu toczyła się w ich życiu codziennym.
KN-M: No właśnie o to życie też chciałabym Cię zapytać, ponieważ zajmujesz się zbiorami Leona Wyczółkowskiego, badasz jego sztukę, ale też historię jego życia, zarówno artystycznego, jak i prywatnego. Czy to zdjęcie w ogrodzie właśnie, przywołuje Ci w pamięci jakieś odniesienia, czy może masz jakieś skojarzenia z pewnymi faktami z historii rodzinnej Wyczółkowskich? Czy może mogłoby ono występować w parze z jakimś innym źródłem, które być może badałaś niedawno?
AP-Ś: Jedyna historia, którą jestem w stanie przywołać w pamięci, oglądając to zdjęcie to ta, o której już opowiedziałam, o wpuszczeniu dzieci do ogrodu przez dziurę w siatce. Prócz tego, dosyć często, gdy przywołuję sobie w myślach ogród Państwa Wyczółkowskich, to widzę drzewa owocowe. Może to śmiesznie brzmi, ale dlaczego? Dlatego, że Państwo Wyczółkowscy, a szczególnie Leon Wyczółkowski miał bardzo emocjonalny stosunek do drzew, które malował. Na przykład słynna grusza, która była przez Wyczółkowskiego wielokrotnie powtarzana równo w technice graficznej, jak i w malarskiej, miała imię Małgorzata. Uważam, że jeżeli ktoś daje drzewu imię, to znaczy, że ma emocjonalny stosunek do niego. Gdy patrzę na te wszystkie zdjęcia, czy chociażby na to, gdzie Franciszka i Leon Wyczółkowscy są ujęci z ich pieskiem, to z kolei bardzo często mam w oczach pracę, którą Leon Wyczółkowski narysował, Chodzi o portret ich ukochanego psa Zbója, na którym pies ma niemal uśmiechnięty, szczęśliwy pyszczek.
KN-M: Roland Barthes twierdził, że istnieją zdjęcia, którym przysługuje coś więcej, coś wyjątkowego, co Barthes określał jako punktum, coś co opisywał jako „ukłucie”, „urządzenie”, „zranienie”, czyli coś co wywołuje silne wrażenie na oglądającym. Co Cię porusza na zdjęciach, które dzisiaj oglądamy najbardziej, na czym zatrzymuje się twój wzrok?
AP-Ś: Mój wzrok zatrzymuje się na zdjęciu, które zostało wykonane w 1936 roku, na którym Państwo Wyczółkowscy siedzą przed swoim dworem na tarasie, oraz to drugie zdjęcie, gdzie Wyczółkowscy spacerują, a Franciszka trzyma koszyczek, idąc po jakieś zbiory. Dlaczego? Dlatego, że zdjęcie zostało wykonane we wrześniu 1936 roku. Leon Wyczółkowski umiera 27 grudnia 1936 roku i mnie przede wszystkim w tych dwóch zdjęciach uderza to szczęście, które kwitnie na jego twarzy. Przecież był to już człowiek po osiemdziesiątce. Widać, że pomiędzy parą, w której była duża różnica wieku, istnieje nadal zażyłość i Państwo Wyczółkowscy są szczęśliwi, mieszkając w Gościeradzu. Na tym zdjęciu uderzają mnie emocje na ich twarzach, pomimo tego, że Wyczółkowski był już bardzo wiekowym mężczyzną.
KN-M: Co mogłabyś w tym kontekście powiedzieć o zdjęciu w ogrodzie?
AP-Ś: Jeżeli mówimy o zdjęciu w ogrodzie z naszym nieznajomym, to z kolei również bardzo zwraca moją uwagę wyraz twarzy Wyczółkowskich. Artysta jest wyraźnie zadowolony, uśmiecha się, a nawet można powiedzieć, że jest lekko wysunięty na plan pierwszy, jako osoba górująca, najważniejsza na tym zdjęciu. Natomiast Franciszka ma tutaj wysoce zalotną i roześmianą twarz, a nawet zalotną postawę, ze względu na którą również widać pewną swobodę w towarzystwie osoby, która wykonuje fotografię. Jest to również fotografia, która pokazuje emocje, takie, jak przede wszystkim szczęście i radość Państwa Wyczółkowskich. Patrząc na Franciszkę, możemy przypuszczać, że to początek lat 30. ponieważ, gdy spojrzymy na inne zdjęcia, na przykład to sprzed 1936 roku, na którym Franciszka odpoczywa, to już dostrzeżemy, że troszeczkę posunęła się w wieku i przybyło na pewno więcej zmartwień, a także siwych włosów na głowie.
KN-M: No tak, powiem Ci, że dla mnie z kolei punktum tego zdjęcia w ogrodzie jest w tym miejscu, w którym stoi Franciszka, bo mój wzrok automatycznie wędruje od początku na jej postać. Ona jest naprawdę tutaj, tak jak powiedziałaś, bardzo kokieteryjna, jej prawa ręka opiera się o płot, a lewą tak zalotnie zarzucona do tyłu, przytrzymująca kapelusik. Nie wiem czy znajdziemy w zbiorach kiedykolwiek tak swobodny wizerunek Franciszki Wyczółkowskiej, jak tutaj na zdjęciu. Wszędzie indziej występuje przecież jako poważna, stateczna Pani.
AP-Ś: Przeglądając zbiory, przynajmniej w tym czasie, w jakim udało mi się przejrzeć fotografie, to myślę, że to jest jedyne takie zdjęcie. Natomiast uśmiech Franciszki, który wynika zapewne z charakteru rozmowy, jest obecny również na zdjęciu, na którym Państwo Wyczółkowscy siedzą na tarasie. Na pozostałych odbitkach Franciszka nie zwraca uwagi na fotografa, jest raczej zamknięta w swoich myślach, skupiona na tym, co robi: karmi kurki czy haftuje, czy tutaj siedzi z kotkiem, lub z ukochanym psem Zbójem, odpoczywając.
KN-M: No właśnie to jest najciekawsze tutaj, ale też pozostaje nam nieznana postać gościa ze zdjęcia w ogrodzie, która być może kogoś, kto był bliskim przyjacielem rodziny. Zastanawiam się, czy ta osoba też dostała kopię tego zdjęcia.
AP-Ś: Podejrzewam, że tak, ze względu na to, że gdy rozmawiałam ze spadkobiercą inż. Kazimierza Szulisławskiego, to dowiedziałam się, że był on wielkim fanem fotografii. Wiele osób, które przyjeżdżały do domu Państwa Wyczółkowskich, między innymi na przykład Józef Pieniążek, stawały się również przyjaciółmi Kazimierza Szulisławskiego. Mam wrażenie, że oglądając zdjęcie w zbiorach archiwalnych rodziny Józefa Pieniążka, również moglibyśmy odnaleźć zdjęcie wykonane przez inż. Kazimierza Szulisławskiego. Co jest jeszcze ważne? Na przykład fakt, że przyjaźń Leona Wyczółkowskiego i Józefa Pieniążka, w której Pieniążek był również jego uczniem (więc możemy także mówić o dużej różnicy wieku) była tak silna, że Kazimierz Szulisławski, w momencie, kiedy Leon Wyczółkowski był już na łożu śmierci, zawiadomił Pieniążka, aby zdążył przyjechać i pożegnać się ze swoim mistrzem. To są informacje, które wynikają z materiału źródłowego, zarówno z listów, jak i ze wspomnień przyjaciół Leona Wyczółkowskiego, i dają nam pewien obraz usposobienia Wyczółkowskich, ponieważ widzimy, że zarówno Leon, jak i Franciszka byli osobami bardzo emocjonalnymi i ciepłymi. Znamy inne historie, związane z młodością Franciszki Wyczółkowskiej, które nadal nie są w żaden sposób ujęte i opisane i myślę, że jest to czas, gdzie trzeba podjąć się takiego wyzwania i zainteresować się postacią Franciszki Wyczółkowskiej, bo ona była jedna z ważniejszych osób w życiu Leona Wyczółkowskiego.
KN-M: Zbiór, który leży przed nami, jest w dużej mierze fotografią amatorską, prawda? Być może kilka tych ujęć wykonywała osoba, która znała się na fotografii, często fotografowała, ale też widać przekaz emocjonalny tej osoby, więzi emocjonalne z fotografowanym. Cały czas to są zdjęcia tak naprawdę w większości rodzinne i zobacz, mimo tego, że dzisiaj robimy sobie zdjęcia często zwykłym telefonem, to może kiedyś staną się one źródłami historycznymi, prawda? Ja uważam, że zdjęcie jest również fajnym źródłem historycznym, tak samo, jak materiał tekstowy i potrafi podeprzeć źródło pisane, ponieważ często można ze zdjęć naprawdę sporo wywnioskować, przy założeniu oczywiście jakiejś wiedzy o danej osobie, czy się zgadzasz z tym?
AP-Ś: Zgadzam się z tym. Nawiążę tutaj do sytuacji, która jest związana z plenerami Wyczółkowskiego w Borach Tucholskich, czy tutaj w okolicach Bydgoszczy. W momencie, gdy Państwo Wyczółkowscy się tutaj osiedlili, to Leon Wyczółkowski już był statecznym mężczyzną w podeszłym wieku. Trudno mu było podróżować, więc podczas wielu podróży, które odbył, chociażby do Borów Tucholskich, towarzyszył mu Kazimierz Szulisławski. Jeździli jego samochodem i na to są również dowody, chociażby, tak jak już wspomniałam, znajdujące się w archiwum spadkobiercy Kazimierza Szulisławskiego. Zachowały się również zdjęcia, na których Państwo Wyczółkowscy są sfotografowani w trakcie podróży do Państwa Szulisławskich do Żołędowa. Te zdjęcia są właśnie, tak jak mówisz, zdjęciami rodzinnymi. Również wykonywał je Kazimierz Szulisławski. Możemy przypuszczać, że to właśnie Szulisławski był autorem tych zdjęć, ponieważ nie ma go na tych fotografiach, natomiast jest jego córka, żona, są Państwo Wyczółkowscy, widać też ładunek emocjonalny, który pojawia się na zdjęciach ze względu na to, że te osoby były ze sobą silnie związane.
KN-M: Dzięki temu mamy dzisiaj tak ciekawe źródła do poznania postaci Artysty w muzealnych zbiorach i możemy przekazywać jego spuściznę następnym pokoleniom. Te fotografie trafiły przecież z prywatnego albumu prosto do publicznych zbiorów i to, ja myślę, jest najbardziej cenne dzisiaj dla nas.
AP-Ś: Tak, to jest najbardziej cenne i wydaje mi się, że też wspomnienia samego Kazimierza Szulisławskiego, który mówił dużo o Wyczółkowskim, świadczą o tym, że to Szulisławski był autorem tych zdjęć. Nawet wyjeżdżając z przyjacielem na plener, zabierał ze sobą aparat, ale też pomagał mu przy doborze kolorów, czyli asystował. Wspominam o tym dlatego, że zanim Wyczółkowski przeniósł się do Gościeradza, osobą, która wędrowała z Wyczółkowskim na plenery była Franciszka Wyczółkowska. Mamy zachowane piękne zdjęcie, gdzie Państwo Wyczółkowscy nie są jeszcze małżeństwem, kiedy Leon zabrał Franciszkę jako swoją pomoc w plener nad Morskie Oko. Wyczółkowscy zawarli małżeństwo dopiero w 1916 roku. Znane są historie o tym, że artysta tak silnie zapatrywał się w sytuację, którą starał się odtworzyć na płótnie, że zaabsorbowany tworzeniem tylko wydawał polecenia odnośnie koloru kredki, farby, bądź innego akcesorium, które używał do malowania obrazu, lub szkicowania. Zachowały się wspomnienia, chociażby Józefa Pieniążka, że w momencie, kiedy dokumentowali panoramę Sandomierza z jednej z wież, szła ogromna burza, a Leon Wyczółkowski wciąż pracował. Zszedł dopiero wtedy, kiedy nawałnica minęła, a on dokończył swoją pracę.
KN-M: Wróćmy na chwilę jeszcze do postaci Franciszki Wyczółkowskiej. Osobiście mam jeszcze taką refleksję na temat jej osobowości, że była naprawdę niezależną kobietą! Pomimo tego, że spełniała wszystkie natenczas tradycyjne obowiązki, należące do niej jako kobiety, Pani domu, żony artysty, to jednak potrafiła też zdecydowanie działać w trudnych sytuacjach zgodnie ze swoim sumieniem, a nie wygodą czy oczekiwaniami innych oraz przewidywać konsekwencje społeczne swoich działań. Dla mnie była też kobietą z misją. Czy to nie jest właśnie prawdziwa emancypacja?
AP-Ś: Nie wiem, czy aż tak daleko możemy użyć pojęcia emancypacja, aczkolwiek należy podkreślić, że była kobietą zdecydowaną, wiedzącą co chce osiągnąć. Świadczą, chociażby o tym jej czyny. Nie pozwalała, by Leon Wyczółkowski rozdawał swoje prace. Stawała przy drzwiach i odbierała je wychodzącym. By ominąć działania Franciszki, Wyczółkowski zaczął dedykować obrazy, a gdy byli już małżeństwem, dedykacja brzmiała „od nas obojga”, no i zaczął się problem, taką pracę trudniej odebrać. O jej zdecydowaniu świadczą również dokumenty związane z przekazaniem w roku 1937 daru. Była stanowcza w swych wypowiedziach i dbała o zapewnienie jak najlepszej opieki darowiźnie.
KN-M: Tak jak wspomniałaś na początku wywiadu, to dzięki Franciszce Wyczółkowskiej mamy dzisiaj w muzeum piękne zbiory po jej mężu, Leonie Wyczółkowskim, które przekazała pomimo przeciwności losu. Mam nadzieję, że dalsze badania nad zbiorami pomogą wysnuć wiele ciekawych wniosków i dowiedzieć się czegoś więcej zarówno o naszym Patronie, jak i jego żonie i jeszcze kilku osobach, wspomnianych przez Ciebie dzisiaj.
Anna Pruss-Świątek – historyk, muzealnik, pedagog, kustosz, pracownik Muzeum Okręgowego im Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy z ponad 20-letnim stażem. Dawniej wieloletni kierownik Działu Inwentaryzacji Zbiorów (Dział Ewidencji, Digitalizacji i Konserwacji Zbiorów), obecnie zastępca dyrektora ds. ewidencji i kontroli zbiorów MOB, od października 2024 r. po. kierownika Galerii Leona Wyczółkowskiego. Specjalista i szkoleniowiec w zakresie ewidencji zbiorów muzealnych. Od 2018 roku nieprzerwanie koordynuje prace zespołu muzealnego, zajmującego się badaniem strat wojennych oraz proweniencji zbiorów. W szczególności zajmuje się badaniem strat wojennych w zakresie historii, militariów, archeologii i numizmatyki. W kręgu jej zainteresowań szczególne miejsce zajmuje twórczość Leona Wyczółkowskiego oraz życie Franciszki i Leona Wyczółkowskich.
————————
[1] Domowa męska „marynarka” przypominająca krótki szlafrok, ale mająca mankiety i kołnierz, często zakładana na koszulę.